Dlaczego klienci nam nie ufają?

  • Komu i czy w ogóle ufamy?
  • W jaki sposób doświadczamy zaufania?
  • Dlaczego klienci nie ufają sprzedawcom?
AdobeStock_456145719_cmyk.jpg

Wszyscy się zgodzimy, że zaufanie to podstawa budowania wszelkiego biznesu. Bez niego nikt od nas nic nie kupi, nie zainwestuje z nami swojego czasu, ani pieniędzy, co gorsza nawet może zniszczyć nam reputację, jeśli to zaufanie zawiedziemy. Jednocześnie zawód sprzedawcy nie cieszy się zbyt dużą popularnością i właśnie zaufaniem wśród społeczeństwa, gdzie często da się słyszeć, że ten to nawet „lód Eskimosowi wciśnie”. Skąd się bierze brak zaufania klientów i czy są proste sposoby, aby zaufanie odzyskać?

Komu i czy w ogóle ufamy?

Podoba mi się tytuł książki Michała Szafrańskiego – Zaufanie, czyli waluta przyszłości. Autor jest twórcą bloga o finansach, a w książce pokazuje i przekonuje, że stworzył biznes od zera do 7 milionów złotych przychodów, opierając się na otwartości, transparentności i szczerości. Według Szafrańskiego te wartości zawsze do nas wracają, można napisać, wraz z klientami. Pięknie to brzmi, więc nie mogłem poszperać w danych, aby na temat zaufania sprawdzić, komu i w jakim stopniu ufają Polacy. Z raportu CBOS z 2022 roku przykuło moją uwagę, że nasz naród wykazuje się raczej ostrożnością w kontaktach z innymi osobami, bo oto 77% z nas woli być „bardzo ostrożnymi w kontakcie z innymi”, podczas gdy tylko 19% Polaków uważa, że „ogólnie rzecz biorąc, większości ludzi można ufać”1. Oczywiście człowiek bez ogólnego zaufania nie byłby w stanie funkcjonować w dzisiejszym społeczeństwie i mimo wszystko musimy ufać na przykład, że posiłek w danej restauracji będzie odpowiednio smaczny, lub że inni kierowcy zatrzymają się na czerwonym świetle. Czy jednak do interesów również należy podchodzić z pewną dozą otwartości, czy jednak lepiej dodać więcej ostrożności? Wygląda na to, że wychodzi pół na pół, bo 34% z nas potwierdza, że zaufanie do partnerów biznesowych się opłaca, z kolei 35% uważa, że się nie opłaca. Warto jednak zwrócić uwagę, że ten drugi odsetek zmalał na przestrzeni ostatnich dwóch dekad o 10%. W takim razie, jeśli już ufamy, to komu? Możemy się domyślać, że zawodu sprzedawcy nie znajdziemy w czołówce takich zestawień (jeśli w ogóle), bo pierwsze miejsca od wielu lat należą do pielęgniarek, strażaków oraz lekarzy. Z kolei najmniej ufamy niezmiennie politykom i posłom, ale co ciekawe również coraz częściej niski poziom zaufania osiągają sędziowie i sądy. Co do zawodu sprzedawcy to 65% z nas poważa sprzedawców w sklepach i jest to poziom podobny do adwokatów, czy policjantów2, choć na arenie międzynarodowej z raportu Ipsos MRBI (2021) możemy się dowiedzieć, że mniejszym zaufaniem od polityków cieszą się influencerzy z social mediów oraz osoby zajmujące się reklamą. Nie ma zbyt wielu danych, które bezpośrednio odnosiłyby się do zaufania do sprzedawców, a to, co udało się znaleźć wskazuje, że jako Polacy podchodzimy raczej nieufnie do większości relacji, a zawody związane z oferowaniem i reklamowaniem jakichś rozwiązań raczej nie cieszą się bezgraniczną otwartością. Zaufanie podburzają takie dane na przykład, jak te tyczące się sprzedawców aut używanych, gdzie raporty pokazują, że 13% sprowadzanych aut ma cofnięty licznik3, czy procesy przeciwko bankom, gdzie klienci po dziś dzień sądzą się o sprzedane im oferty funduszy inwestycyjnych, różnej maści polis, lub nawet obligacji bankowych. Chyba każdy z nas słyszał też o „legendach” sprzedaży cudownych kołder czy garnków w trakcie akwizytorskich prezentacji, gdzie manipulacyjne sztuczki są opanowane niemal do perfekcji, lub znamy kogoś, kto dał się złapać na nieciekawą umowę przez telefon. Osobiście szkoliłem nieraz osoby, które opowiadały w kuluarach, jak to było „opychać” coś na korytarzach lub straganach, albo wciskać naiwniakom, kiedy już pojawili się w punkcie sprzedaży. Bo plan sprzedażowy przecież sam się nie zrobi, więc jak tylko pojawia się klient, to wraz z nim zradza się pokusa, by za wszelką cenę uzyskać jego zgodę na zakup. Nie ukrywajmy, że pracując w sprzedaży niejednokrotnie sami zapracowaliśmy sobie na brak zaufania klientów, nie tylko manipulując rozmową w trakcie spotkań, ale również przymykając oko na różne aspekty, obejmując stanowiska kierownicze. Dlatego zanim przyjrzymy się konkretnym działaniom, które burzą zaufanie klientów do sprzedawców, wyjaśnijmy sobie, co sprawia, że w ogóle jesteśmy w stanie podjąć decyzję o tym, czy komuś ufamy, czy nie.

Reakcje na komunikaty

To, czy komuś ufamy i decydujemy się z nim współpracować jest powiązane z naszą ewolucją. Może wydawać się to nieco oderwane od tematu zaufania klientów, ale już tłumaczę, o co chodzi. Człowiek kieruje się dwoma mechanizmami myślowymi, które genialnie rozpisał Daniel Kahneman w Pułapkach myślenia. Z jednej strony jest to mechanizm automatyczny, który generuje często nasze nieświadome reakcje na bodźce i otoczenie, z drugiej jest to system myślenia wolnego, jaki powinien się aktywować w przypadku ważkich decyzji, lub w trakcie analizowania sytuacji. Fakty są takie, że jednak nawet 95% naszych reakcji pozostaje w sferze nieświadomości i wyuczonych schematów, bo:

  • tak przetrwaliśmy jako gatunek,
  • tak jest też łatwiej funkcjonować w złożonych społecznościach.

Ludzie żyli od zawsze w świecie pełnym niebezpieczeństw, dlatego musieli być wyczuleni na nawet najmniejsze sygnały, które mogły mieć bezpośredni wpływ na zdrowie i życie. Lepiej było omijać wszelkie, nawet potencjalne niebezpieczeństwo wiele razy, niż raz nie zareagować i tego żałować. W ten sposób działa właśnie nasze myślenie szybkie/ automatyczne, nazywane przez profesora Kahnemana Systemem 1, które, można powiedzieć, bez przerwy zadaje sobie pytania typu: co się dzieje?, czy istnieją jakieś okazje, albo zagrożenia? Czy wszystko przebiega normalnie? Czy lepiej zbliżyć się, czy trzymać z daleka? Osobiście przypomina mi to zachowanie niektórych psiaków, które jeśli nas nie znają stoją kilka metrów dalej, obserwując nas z przekrzywionym łebkiem. Zbyt raptowny ruch powoduje, że psiak ucieka o kilka metrów dalej, ale też gdy my spokojnie kucniemy to być może podejdzie w końcu nas powąchać. Wbrew pozorom nasze nieświadome decyzje wyglądają podobnie. Myślę, że z perspektywy obsługi klienta należy wziąć dwie sytuacje pod uwagę: a) kiedy sami chcemy coś kupić i b) kiedy nie planujemy nic kupować, a ktoś zamierza nas czymś zainteresować. W pierwszym wypadku wydawałoby się, że powinniśmy świadomie uruchomić myślenie wolne (System 2) i przeanalizować szanse i zagrożenia, ale z doświadczenia wiemy, że jednak to emocje grają pierwsze skrzypce przy naszych wyborach. Wie to doskonale ten, kto głodny poszedł robić zakupy do supermarketu, zwiększając tym samym płatność za końcowe zakupy nawet o kilkanaście procent. Idąc na spotkanie często nie kontrolujemy wszystkich naszych reakcji, jak choćby tych związanych z pierwszym wrażeniem, jakie wywrze na nas sprzedawca. Jedyne czego jesteśmy na 100% pewni to świadomość, że idziemy na spotkanie biznesowe i że nie chcemy dać się wystrychnąć na dudka. Jesteśmy wtedy zapewne bardziej wyczuleni na jakiekolwiek próby manipulacji, ale możemy też przez to wyolbrzymiać niektóre doznania, tracąc okazję sprzed nosa. Tak może być na przykład, kiedy obniżka ceny jakiegoś produktu wydaje nam się podejrzana, dlatego dopowiadamy sobie, że jest z nim coś nie tak, podczas gdy ktoś bez analizowania kupi go w niespotykanej cenie. Co do drugiej sytuacji, kiedy to ktoś wykonuje do nas na przykład zimny telefon, rzadko jesteśmy w ogóle zainteresowani włączeniem myślenia wolnego, a raczej działamy automatycznie. System 1 pyta, czy wszystko wokół nas przebiega normalnie? Telefon od obcej osoby nie jest czymś „normalnym”, przerywa nasz codzienny rytm dnia. Co więcej, jeśli już kiedyś kupiliśmy coś niepotrzebnego przez telefon, to jest duża szansa, że bardzo szybko zakończymy taką rozmowę. Ktoś podchodzi do nas na ulicy z ulotką? Nie przyjmujemy jej, albo zaraz wyrzucamy do śmieci. W tych reakcjach bardzo dużo zależy od naszych doświadczeń i są one bardzo ważnym czynnikiem, który zbudował, albo zrujnował zaufanie klienta nie tylko do nas, ale ogólnie do kontaktów biznesowych, czy sprzedażowych.

Doświadczenie zaufania

Z antropologicznego punktu widzenia wykształciliśmy między innymi mowę, aby się wzajemnie ostrzegać o osobnikach, będących zagrożeniem dla innych (albo niepomocnych, ale mimo to chcących być częścią „stada”). Dzisiaj umiejętność mowy przeniosła się w przestrzeń internetową, gdzie z szybkością światła wiemy o podobnych „zagrożeniach”. To dlatego słabej jakości produkty lub usługi znikają dość szybko z rynku, choć oczywiście nie wszystkie opinie są zasłużone, czy słuszne, niestety. Niemniej, jeżeli potencjalny klient nam nie ufa, lub ostrożnie podchodzi do rozmów z nami, możemy poruszyć temat przeszłej współpracy pod kątem problemów, na jakie napotykał. Sam doświadczyłem takiej sytuacji choćby z dyrektorem sprzedaży w branży oświatowej, który nie tylko długo podejmował decyzję o współpracy ze mną, ale również pragnął przed szkoleniem poznać każdy jego szczegół. Można było to odebrać jako atak i brak zaufania, bo przeprowadziłem z nim kilka rozmów, widział moje wystąpienie na jednej z konferencji i przesłałem mu wcześniej materiały opisujące, co zamierzam robić. Mimo to, zamiast czuć się urażony, wolałem zapytać, co jest powodem tej „podejrzliwości”? Okazało się, że poprzednie szkolenie, jakie wykupił dla swojego zespołu okazało się, jak to nazwał, „porażką”, którą członkowie zespołu wyśmiewali jeszcze przez kolejnych kilka tygodni. Czy mogłem się dziwić potem, że chce być pewny dobrze podjętej decyzji, znając nawet kolejność slajdów w prezentacji? Każdy z nas zapewne miał takie prezentacje, gdzie nasz rozmówca był mrukliwy i dość zamknięty na początku. Niestety, może to być tzw. mentalna garda, która jest wynikiem wcześniejszych decyzji i efektów współpracy z innymi sprzedawcami. Bo czy doradcy finansowi mogą mieć pretensje do klientów za ich ostrożność po aferze związanej z Amber Gold? Do tej pory pamiętam jedną klientkę, która bardzo bała się wziąć ode mnie produkt inwestycyjny, który miał trwać dwa lata. Spotykałem się z nią mniej więcej co pół roku, gdzie po roku sama przyznała, że już byłaby w połowie drogi tamtego produktu, a obecnie straciła przez to kilka tysięcy zarobku z odsetek. Nie mogłem jednak mieć do niej żalu i nigdy nie miałem pretensji do klientów, którzy mi odmawiali z powodu zbyt niskiego zaufania. Kieruję się tu zasadą, jaką spisał David Sandler, aby dać klientowi prawo do odmowy. Jeśli komuś coś nie pasuje, nie smakuje, nie podoba się, albo czuje podskórnie, że to nie będzie dobra decyzja, to powinien najzwyczajniej zrezygnować z zakupu, a druga strona powinna to uszanować, jednocześnie nie rezygnując z tej współpracy w przyszłości. I tu zasygnalizuję kilka działań, które generują w klientach negatywne doświadczenia, a wynikiem tego jest brak zaufania w przyszłości.

Parszywa piątka

Pierwszym, zapewne oczywistym, tematem będzie kłamstwo i brak etyki zawodowej. Zbyt często jednak napotykałem na takie działania w różnych firmach, aby nie napiętnować go jako pierwszego. Już wiele lat temu pracowałem w sieci sklepów z różnymi produktami outodoorowymi, gdzie jednym z nich były również pistolety na gaz pieprzowy do samoobrony. Byłem wtedy niemal zmuszany, by do pistoletów dosprzedawać „olejek do konserwacji uszczelki”, który... wcale do tego nie służył. Olejek kosztował około 30 złotych, a co więcej jako sprzedawcy byliśmy rozliczani z liczby produktów na paragonie (średnia miała być powyżej 2 sztuk per paragon), więc jeśli każdy z nas dokładał takie niepotrzebne rzeczy, to obrót wzrastał, a kierownictwo było chwalone za „cross-selling”. Niby mała rzecz, ale spowodowała, że straciłem wiarę w tę pracę, a nawet zawód. Powiedzmy też sobie, że to kłamstwo nie miało jakichś ogromnych konsekwencji dla klientów, ale brak zasad moralnych może skończyć się o wiele gorzej. Pracując w ubezpieczeniach, miałem klientkę, która szukała ochrony na wypadek zawału serca. Zdziwiło mnie początkowo, że jako jedna z nielicznych prosi o dokładne wskazanie w dokumentach zakresu i warunków ochrony. Na koniec się dowiedziałem, że rok wcześniej wykupiła taką polisę u innej agentki w innym towarzystwie ubezpieczeniowym. Niestety po kilku miesiącach faktycznie przeszła zawał, ale jak się okazało polisa nie zawierała ochrony od takiego zajścia, bo na tamten czas ten akurat ubezpieczyciel nie miał tego w ofercie. Jaki trzeba mieć tupet, aby mimo to sprzedać polisę, by dla kilkuset złotych prowizji ryzykować czyjeś zdrowie, a nawet życie? Klientka nie otrzymała żadnego odszkodowania, w razie śmierci rodzina nie otrzymałaby również żadnej wypłaty. Dodatkowo, z powodu przebytego niedawno zawału, ja również nie mogłem zaoferować już takiej ochrony, gdyż ubezpieczyciel uznał to za zbyt duże ryzyko... Nazwisko mamy tylko jedno i to na nie pracujemy całą karierę. W tym momencie jeszcze poruszę jedną technikę, jaką widzę ostatnimi czasy bez przerwy. Oto wielu ekspertów i firm zalewa nas „darmowymi materiałami”, albo ofertami typu: ten produkt kosztuje standardowo 12 000 zł, ale dzisiaj możesz go mieć za 699 zł... U mnie na samą myśl o tym chwycie otwiera się „automatyczna” szuflada ze złodziejami czasu i pieniędzy, nie wiem jak jest u was?

Drugim zachowaniem, jakie niszczy zaufanie jest zbyt duży napór na klientów. Przez te wszystkie lata nauczyłem się, że w relacji biznesowej działa to tak samo jak w prawach fizyki: im większy nacisk, tym większy opór. W obsłudze klientów trzeba być konsekwentnym, nie namawiam absolutnie do rezygnowania ze współpracy z klientami, bo raz nam odmówili. Wrócę tu jednak do zasady Sandlera, by dać komuś prawo do tego, by dzisiaj nic nie kupił. Takie podejście generowało mi dwie korzyści: po pierwsze klienci nie żałowali potem podjętej decyzji (a ile razy zdarza się, że po zakupie przeżywamy tzw. kaca pozakupowego?), po drugie dzięki tej postawie miałem okazję do większej liczby poleceń. Nieraz klienci zwracali mi uwagę, że mogą śmiało polecić spotkanie z panem Tomkiem, bo on nic nikomu nie wciska, a kiedy sam prosiłem o takie polecenie, mogłem nawiązać do tego aspektu, aby klienci nie obawiali się przekazać mi numeru telefonu do swoich bliższych i dalszych znajomych. Kiedy klienci nie decydowali się na zakup, informowałem ich, kiedy się odezwę i że moja praca polega na tym, aby się im przypominać, bo wiem, że po wyjściu ze spotkania będą mieli milion innych spraw na głowie. Co więcej, kiedy chcieli przemyśleć moją propozycję, to prosiłem, by zawsze odbierali ode mnie telefon, nawet jeśli mieliby powiedzieć, że nie będą ze mną współpracować. Tłumaczyłem, że taka informacja będzie o wiele cenniejsza, niż męcząca zabawa w kotka i myszkę, gdzie w końcu zablokują mój numer. Uprzedzenie o naszych działaniach oraz konsekwencja jest jak najbardziej wskazana. Nacisk i ciągłe stawianie klienta pod mur w niczym nam nie pomoże. Przypomina to sytuację, gdy trenowałem działy sprzedaży w branży FMCG, gdzie należało zainteresować ofertą klientów wchodzących do sklepu. Badania wykazały, że jeśli zagradzało się drogę takiej osobie, to automatycznie (myślenie szybkie!) byliśmy odbierani jako zagrożenie lub przeciwnik. Dlatego należało ustawiać się w tak zwanej pozycji „v”, aby klient mógł przejść obok nas swobodnie w razie odmowy. Nie zagradzajmy klientom drogi na siłę, bo to nie doprowadzi do współpracy, a co najwyżej wymuszonego jednorazowego zakupu, albo zniszczenia zaufania do kolejnych kontaktów.

Trzecim zachowaniem burzącym zaufanie jest prezentacja oparta tylko na jasnych punktach naszej oferty. Bardzo mi tu pasuje od razu cytat z piosenki Myslovitz, by nie wierzyć w niebo, które zawsze bezchmurne jest. Może jeszcze kilka lat temu byliśmy jako konsumenci bardziej ulegli na sugestie sprzedawców, którzy zachwalali swoje „dobra”, ale dzisiaj jesteśmy bardziej świadomi, że nie ma produktów lub usług bez wad, tak samo jak nie ma firm czy sprzedawców, którzy się nie mylą. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza gdy potencjalni klienci mogą i często są poinformowani o jakiejś wadzie z naszego portfolio. Co zrobić w takim wypadku? Po pierwsze w trakcie prezentacji nie bać się rozmawiać o takich aspektach. Po drugie należy wiedzieć, jak o nich rozmawiać. Oczywiście, że nie zaczniemy rozmowy w ten sposób: dzień dobry, jesteśmy najdrożsi na rynku oraz mamy najdłuższy czas realizacji zamówień, w czym mogę pomóc? Profesor Cialdini wykazał wraz z zespołem, że nasze dotychczasowe wpadki lub wady nie tylko nie burzą do nas zaufania, ale wręcz je wzmacniają, kiedy potrafimy pokazać, co zrobiliśmy albo jakie działania podejmujemy, aby temu zaradzić. Najgorszym wyborem jest wypieranie się czegoś i zrzucanie odpowiedzialności na innych (np. to nie nasza wina, że mamy braki towarowe! To wszystko przez sytuację w kraju x...). Wszyscy pracujący z klientami wiemy, jak w trakcie reklamacji działa hasło „to nie leży w moich kompetencjach”, albo „pozwolę sobie nie zgodzić się z panem”. Dlatego nie zakrzywiajmy obrazu naszej oferty i potencjalnej współpracy, lepiej pokażmy ile już poprawiliśmy rzeczy, oraz ile jeszcze poprawimy, słuchając klientów. Tak właśnie zrobił ostatnio gigant na rynku tytoniowym, który nie boi się mówić, że z jego nowych podgrzewaczy tytoniu korzysta się łatwiej i lepiej w porównaniu do urządzeń, jakie mieli wcześniej w ofercie, a na tym zapewne rozwój ich produktów się nie skończy.

Czwarta rzecz, która nie buduje zaufania nie tylko w sprzedaży, ale również w każdej relacji międzyludzkiej, to wygłaszane monologi. Co nowego możemy się dowiedzieć o kimś, lub nauczyć się czegoś nowego, skoro wciąż tylko mówimy? A mówiąc, korzystamy z już nabytych informacji, więc monolog w żaden sposób nie poszerza naszej perspektywy współpracy z klientami. Jest wielu nauczycieli i mądrych książek, jakie mogą nam pomóc w rozwoju umiejętności zadawania pytań, oraz aktywnego, czy nawet empatycznego, słuchania. Problem w tym, że nikt nas sztuki zadawania pytań nie uczy od najmłodszych lat, a kiedy jako kilkuletnie dzieci lubimy pytać co, dlaczego i po co, jesteśmy zbywani zdawkowymi odpowiedziami. A właśnie ta dziecięca ciekawość, która przybiera postać zadawanych pytań, pozwala nam zebrać masowo informacje, które potem wykorzystujemy w dorosłym życiu. Kłopot w tym, że dorastając uznajemy, że już „wszystko wiemy”. Ma to przełożenie na piąte zachowanie, które niszczy zaufanie, ale o tym za chwilę. Jeszcze chwilę zatrzymajmy się na zadawaniu pytań, a w zasadzie na ich braku. Tomasz Kućma, lektor i tłumacz legendarnych mówców motywacyjnych i rozwojowych, powiedział kiedyś, że jest zmęczony rozmowami, w których brakuje pytań. Bo czy jesteśmy zainteresowani współpracą z kimś, kto nie jest nami w ogóle zainteresowany? Jak możemy ufać, że dobierze on dla nas odpowiednie rozwiązanie, skoro prawie nic o nas nie wie? Jest to podobne do sytuacji, gdy przychodzimy do lekarza a ten spojrzałby na nas i zapytał, czy nas coś boli, po czym wypisałby receptę. Zapewne z pełnym zaufaniem udalibyśmy się do apteki ją zrealizować, prawda?

Ostatnia rzecz z parszywej piątki zachowań, które niszczą zaufanie klientów to zuchwałość. Może ona łączyć w sobie wszystkie pięć zachowań, kiedy to naciskamy na klienta za pomocą monologu i siły sugestii, proponując mu produkt, którego tak naprawdę nie potrzebuje. Jest to widoczne często u niektórych doświadczonych sprzedawców, lub u handlowców, którzy odnieśli pierwsze sukcesy w podpisywaniu umów. Wkrada się tu niezauważalnie efekt Duninga-Krugera, który pokazuje, że im mamy więcej wiedzy jako eksperci, tym ostrożniejsi jesteśmy w wystawianiu osądów, ale też im mniejsza wiedza i umiejętności, tym większa pewność siebie. Paradoks? A jednak zbyt często poznajemy sprzedawców, którzy lepiej wiedzą od klientów, czego oni sami mogą chcieć. Kiedyś odgrywałem rolę klienta w rozmowie z chłopakiem z pośrednictwa finansowego. Zadał mi dosłownie trzy pytania, gdzie jedno brzmiało: czy korzystam z czegoś innego poza lokatami odnośnie do swoich oszczędności? Kiedy odpowiedziałem, że nie korzystam, on zbudował sobie całą historię, że sparzyłem się na funduszach inwestycyjnych itd. Historię, którą on sam usłyszał w swojej głowie, bo ja mu nic takie nie opowiedziałem! Byłem w szoku, ale taki mechanizm może się uruchamiać, kiedy mamy już dziesiątki, albo setki rozmów z klientami. Łatwo wtedy zapomnieć, że nie ma dwóch takich samych konsumentów, dlatego każdego należy wysłuchać i poznać na nowo. Tony Robins trafnie kiedyś opowiedział, że w pewności siebie liczą się centymetry. Otóż kiedy wchodzimy na spotkanie i mamy głowę o kilka centymetrów za wysoko – wychodzimy na zuchwalców. Kilka centymetrów za nisko – jesteśmy niepewni siebie. Należy patrzeć na wprost, znać swoją wartość, nie kierować się absolutnie zasadą „klient nasz pan”. Jednocześnie nikt nie ufa i nie lubi sytuacji, gdy ktoś uważa się za mądrzejszego, lepszego itd. Dlatego warto zastanowić się nad swoją postawą oraz stylem prowadzenia rozmowy, bo być może dosłownie centymetry sprawiają, że tracimy zaufanie klientów w trakcie rozmów.

Przypisy / Źródła
  1. https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2022/K_037_22.pdf
  2. https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2019/K_157_19.pdf
  3. https://warsztat.pl/artykuly/prawie-13-sprowadzonych-aut-uzywanych-ma-cofniety-,76742
Kilka wariantów prenumeraty Pokaż opcje
Dwutygodniowy dostęp bez zobowiązań Wybieram

Abonament już od 83 zł miesięcznie

Dwutygodniowy dostęp bez zobowiązań

Pełen dostęp do wszystkich treści portalu
to koszt 83 zł miesięcznie
przy jednorazowej płatności za rok

WYBIERAM

Dwutygodniowy dostęp do wszystkich treści
portalu za 99 zł netto, które odliczymy od ceny
regularnej przy przedłużeniu abonamentu

WYBIERAM

Pełen dostęp do wszystkich treści portalu
to koszt 83 zł miesięcznie
przy jednorazowej płatności za rok

Dwutygodniowy dostęp do wszystkich treści
portalu za 99 zł netto, które odliczymy od ceny
regularnej przy przedłużeniu abonamentu

WYBIERAM

Polityka cookies

Dalsze aktywne korzystanie z Serwisu (przeglądanie treści, zamknięcie komunikatu, kliknięcie w odnośniki na stronie) bez zmian ustawień prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez EXPLANATOR oraz partnerów w celu realizacji usług, zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Usługa Cel użycia Włączone
Pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony Nie możesz wyłączyć tych plików cookies, ponieważ są one niezbędne by strona działała prawidłowo. W ramach tych plików cookies zapisywane są również zdefiniowane przez Ciebie ustawienia cookies. TAK
Pliki cookies analityczne Pliki cookies umożliwiające zbieranie informacji o sposobie korzystania przez użytkownika ze strony internetowej w celu optymalizacji jej funkcjonowania, oraz dostosowania do oczekiwań użytkownika. Informacje zebrane przez te pliki nie identyfikują żadnego konkretnego użytkownika.
Pliki cookies marketingowe Pliki cookies umożliwiające wyświetlanie użytkownikowi treści marketingowych dostosowanych do jego preferencji, oraz kierowanie do niego powiadomień o ofertach marketingowych odpowiadających jego zainteresowaniom, obejmujących informacje dotyczące produktów i usług administratora strony i podmiotów trzecich. Jeśli zdecydujesz się usunąć lub wyłączyć te pliki cookie, reklamy nadal będą wyświetlane, ale mogą one nie być odpowiednie dla Ciebie.